Jedna z najbardziej znanych perełek PRL-u. Czas ocenić ją ponownie.
Pisaliśmy już o nim TUTAJ. Przedstawiliśmy historię i założenia, których niestety nie udało się do końca zrealizować. Ale warto przyjrzeć się temu osiedlu jeszcze raz, tym razem od… środka.
Środek ważniejszy niż elewacja?
Manhattan z reguły jest oceniany pod kątem swojego zewnętrznego wyglądu, charakterystycznych okien, czy wybijania się ponad okoliczne budynki. Jednak dla mieszkańców bardziej istotne wydaje się to co w środku. I nie chodzi tylko o mieszkania, a o to co widzą po wyjściu z klatki. Zacznijmy od pozytywów. Mimo wielkiego ruchu i zgiełku wokół ronda Reagana, pośród sedesowców panuje względna cisza i spokój. I to właściwie by było na tyle. Przestrzenie między blokami są zastawione albo śmietnikami, albo wypłowiałymi trawnikami albo „parkingami”. Te ostatnie wydają się największą zmorą, porozrzucane, niezorganizowane, cytując przypadkowego przechodnia: „parkowanie tutaj to sztuka”.
Więc oprócz tego, że okolica Manhattanu to głośne centrum miasta, to jeszcze po wyjściu z klatki czeka na mieszkańców nieciekawy widok. Nie ma gdzie się przejść, gdzie usiąść, ani zintegrować. Niektórzy mogą uznać, że to przecież centrum, więc czego się można innego spodziewać. Ale można. I to na dwa sposoby.
Manhattan marzeń, a przynajmniej małych nadziei
Zanim popuścimy wodze fantazji, warto odpowiedzieć co faktycznie da się zrobić. Nie chodzi oczywiście o usunięcie parkingów, w końcu ludzie muszą mieć gdzie parkować – szczególnie w centrum. Natomiast można wyznaczyć dobrze zorganizowane strefy parkowania i przenieść śmietniki w mniej widoczne miejsca. A przestrzeń, która pozostanie, przeorganizować na małe skwery i miejsca, w których chociaż można posiedzieć na ławce, a może nawet zintegrować się z sąsiadami. A na pewno przestrzeń między blokami można by po prostu posprzątać – nie wymaga to wielkich nakładów finansowych.
Natomiast Manhattan się wyburza. Burzy się zintegrowane z osiedlem budynki usługowe, bo są zaniedbane i praktycznie się „sypią”. A dla wielu osób to nawet dobrze, bo kto by chciał oglądać szary, brudny i posprejowany budynek w centrum miasta. I jest w tym dużo racji, jednak można było już wcześniej o nie zadbać i chociażby, ponownie – posprzątać.
A teraz wodze fantazji. Manhattan w założeniu miał być zbudowany z białego, gładkiego betonu, a w zaułkach okien miały zwisać rośliny. Pomijając na chwilę kwestię dbania o nie i ich wpływu na elewację, pomysł naprawdę oryginalny. I w takiej wizji sedesowce mogły być futurystyczną dżunglą, otoczoną punktami usługowymi i parkingami. I to o krok od jednego z głównych węzłów komunikacyjnych w mieście.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dlaczego Manhattan jest ważny?
Z przynajmniej trzech powodów. Po pierwsze, w założeniach był na wskroś nowoczesnym i wyróżniającym się osiedlem, które mimo wymuszonych zmian, nadal pozostaje oryginalne. Na ile ta oryginalność zapewnia funkcjonalność, to już inna ocena, jednak zdecydowano się zrobić to inaczej i osiedle nadal działa. Po drugie nie jest to tylko kilka bloków, otaczających plac zabaw i trzepak. To przemyślane, zintegrowane z budynkami o innym przeznaczeniu osiedle. Patrząc na nie z urbanistycznego punktu widzenia, bliżej mu do maszyny do mieszkania Corbusiera, niż szarego osiedla. Chociaż tutaj też trzeba pochwalić miasto za przemalowanie bloków na biały kolor. Niestety to zintegrowanie poniosło klęskę i nie działa dla osiedla, a bardziej na zewnątrz. Mimo wszystko – pomysł był.
I ostatnia rzecz, chociaż równie ważna, a może najważniejsza. Manhattan nadal da się uratować. Sprzątając go, nadając dziedzińcom inne funkcje, odnawiając elewacje i poprawiając konstrukcje. Skoro sedesowce nie straszą już szarością, to to co pośród nich też nie musi.
Wyświetl ten post na Instagramie