Pierwsza część naszej rozmowy z Mariuszem skupiała się na jego pasji do rysowania (ta część wywiadu dla przypomnienia TUTAJ). Wspomnieliśmy, że oprócz rysowania artysta wygłasza wykłady motywacyjne. Druga część wywiadu przybliży nam sylwetkę Mariusza, jako mówcy motywacyjnego. 23-latek na swoich spotkaniach z ludźmi opowiada, że będąc osobą niepełnosprawną ma mniej przeszkód na swojej drodze, niż niejeden w pełni sprawny człowiek – jako dowody służą tutaj jego osiągnięcia, sukcesy oraz plany, które coraz odważniej i pewniej realizuje.  Przyjrzyjmy się historii i planom tego młodego mieszkańca Świdnicy, o którym coraz chętniej piszą nie tylko polskie media, ale i coraz częściej zagraniczne.  

11080787_829229330499553_949178442909755098_o

Zanim zacznę nagrywać rozmowę, na starcie dziękuję mu za to, co mi „podarował” w zeszłe wakacje. To właśnie wtedy, spacerując po rynku, zauważyłam Mariusza, jak siedział i rysował. Popatrzyłam na niego i od razu zauważyłam to, że nie ma dłoni. Oczy momentalnie mi się zeszkliły, wiedziałam, że jeśli się zatrzymam na dłużej, może się to skończyć płaczem. Mariusz rzucił mi spojrzenie i.. po prostu szczerze się uśmiechnął. Po kilkunastu miesiącach, gdy na jednym z portali znalazłam jego zdjęcie oraz zobaczyłam jego prace, wiedziałam, że mam wobec niego pewien dług, że chcę mu podziękować za ten prosty, ale wiele dla mnie znaczący gest z jego strony. Gdy powiedziałam mu o tej sytuacji i podziękowałam za uśmiech, którym mnie obdarzył, nie był zdziwiony. Ludzi, którzy mu dziękują za takie proste gesty z jego strony jest wielu. Co robi, gdy ktoś płacze na jego widok? –Najczęściej podchodzę do takiej osoby i ją przytulam. To chyba pomaga najbardziej. – czy te słowa trzeba komentować? Rysując w centrach europejskich stolic mijają go tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi, a około stu podchodzi i nawiązuje interakcje. Sam Mariusz jest nastawiony do ludzi bardzo przyjaźnie. – Nie spotkałem się jeszcze z człowiekiem, który byłby do mnie niechętnie nastawiony. Zwykle ludzie albo pytają o moją historię, albo opowiadają mi swoje. – mówi. Druga część wywiadu jest świetną okazją, aby przybliżyć jego historię. 

Kocham Wrocław: Oprócz działalności ściśle artystycznej, jesteś coraz częściej, nazwijmy to, „motywatorem”. Czy będziesz się rozwijał w tym kierunku? 

Mariusz Kędzierski: Jak najbardziej. To jest teraz, tak naprawdę, punkt numer jeden dla mnie. Postanowiłem przekwalifikować swoje priorytety.. 

KW: Co oznacza, że nie będziesz już tworzył? 

M: Nie, absolutnie. Będę tworzył intensywnie jak dotychczas, jednak zdaje sobie sprawę, że ciężko jest z tego żyć. Nie każdego jest stać, żeby wyłożyć pieniądze na sztukę, a chcę jednak godnie żyć. Staram się dojść do takiego momentu, aby nie rysować już na zamówienie, ale zacząć swoje prace sprzedawać na różnego rodzaju wystawach i nie martwić się, czy będę miał pieniądze na chleb. Chcę, aby moim głównym zajęciem była rola mówcy motywacyjnego, ponieważ robię wiele rzeczy poza rysowaniem, rozwijam się w wielu kierunkach. Myślę, że moja historia jest godna opowiedzenia i wiem, że może pomóc wielu ludziom. 

KW: Dla kogo są twoje wykłady? 

M: Tak naprawdę dla każdego. Niezależnie od tego, jaką ktoś ma pozycję, czy jakieś problemy, a każdy ma mniejsze lub większe, każdy potrzebuje czasami takiego pozytywnego doładowania. Właśnie dla takich ludzi są takie spotkania, żeby usłyszeli moją historię, aby, być może, złapali jakiś wspólny element, który pokaże im, że skoro ja mogłem, to oni też mogą. 

KW: Porozmawiajmy teraz o twoim idolu. 

M: O Nicku? (śmiech) 

KW: Tak, on też ma wiele wspólnego z takimi wykładami. Miałeś okazję go spotkać? 

M: Miałem okazję być na żywo na jego wystąpieniu, miałem też okazję poznać go osobiście. Mowa oczywiście o Nicku Vujicicu.*

Rysunek Mariusza Kędzierskiego, który wręczył swojemu idolowi

KW: Czym było dla ciebie to spotkanie? Miałeś okazję z nim porozmawiać? 

M: Tak, była chwila na rozmowę, zrobiłem sobie z nim zdjęcie, było to dla mnie duże przeżycie. Spotkanie było dla mnie czymś wyjątkowym. Postanowiłem sobie kilka miesięcy wcześniej, że się z nim spotkam. To był mój cel i marzenie, które się spełniło. Było to potwierdzeniem tego, że jak się czegoś naprawdę chce, to można tego dokonać, to po pierwsze. Po drugie było to okazją do podziękowania mu, że w pewnym momencie mojego życia, kiedy było mi ciężko, dodał mi siły, która w środku się we mnie zrodziła. Uznałem, że to będzie dobry moment, żeby mu podziękować. 

KW: I jak pojawił się w Polsce, to postanowiłeś go „zaatakować”. 

M: Tak (śmiech). „Zaatakowałem” organizatorów i udało się, dostałem zaproszenie na to spotkanie, mogłem mu też przekazać jego portret, który narysowałem we Wrocławiu kilka miesięcy wcześniej. Tak wyglądało to spotkanie. 

KW: Można? 

M: Można, jak najbardziej, można. 

KW: Czy on miał wpływ na to, że teraz ty jesteś mówcą, że motywujesz ludzi? 

M: Też mnie, w pewnym sensie, do tego zainspirował. 

KW: To była jednak twoja decyzja, sam chciałeś wyjść do ludzi? 

M: Tak. Nick wie, że też występuję, powiedziałem mu o tym. Jeszcze nie na taką skalę jak on, ale dążę do tego, aby mieć możliwość przemawiania przed dziesiątkami tysięcy ludzi, także zobaczymy co z tego wyjdzie. Decyzja była moja, ponieważ spotkałem kilka osób, którym powiedziałem swoją historię. Widziałem, że te osoby są poruszone i wzruszone tym wszystkim, że trochę to im pomogło, uznałem, że dlaczego mam nie wykorzystać tego, aby pomagać też innym ludziom. 

KW: Z jakimi opiniami się spotykasz odnośnie twoich wykładów? Podchodzą do ciebie ludzie, dziękują ci? 

M: Tak, bardzo często. Pamiętam pierwszy wykład, nie zapomnę go do końca życia. Był w szkole, właśnie w moim liceum, do którego uczęszczałem, i pamiętam, że była cała sala ludzi. Nie wiem, ile przyszło wtedy klas, ale było bardzo dużo ludzi, bardzo się wtedy stresowałem, to było pierwsze moje przemówienie. Dawniej byłem osobą, która nigdy, ale to nigdy nie występowała publicznie i momentami miałem taką blokadę, że nie byłem w stanie nic powiedzieć przed większą ilością osób. Natomiast wtedy pokonałem te obawy, lęki.. Przełamałem się. Końcowo naprawdę wyszło nieźle, do tego stopnia, że młodzież po wykładzie podchodziła do mnie i uczniowie pytali, czy mogą się do mnie po prostu przytulić. Naprawdę dużo łez się wtedy polało. 

KW: Takie chwile pokazują ci, że warto? 

M: Dokładnie tak. 

KW: W Świdnicy już jesteś gwiazdą, prawda? Każdy cię tam zna, mam wrażenie, że jesteś chlubą tego miasta. 

M: Pewnie dużo osób mnie zna, bo to jest niewielka miejscowość, także siłą rzeczy jak o kimś jest głośno, to szybko rozchodzą się dobre rzeczy. 

KW: Rok temu można było cię spotkać tutaj, u nas, na wrocławskim Rynku. Czy poza naszym województwem gdzieś wyjeżdżasz, aby tworzyć wśród ludzi, na ulicach? 

M: W Polsce to tylko we Wrocławiu rysowałem na ulicy, natomiast w zeszłym roku otworzyłem projekt „Mariusz Rysuje”, który jest połączeniem i sztuki, i motywacji. Rysowałem tak jak rysuję tutaj, we Wrocławiu. Rysuję, a ludzie podchodzą do mnie i opowiadają o swoich problemach, mówią, że mają ciężko, ale widzą, że ktoś może mieć ciężej (śmiech). Więc im trochę dodaję skrzydeł. Wyruszyłem w podróż po Europie razem z moją ekipą, z Piotrkiem Maczkowskim na czele, który jest jakby sterem i żeglarzem całego projektu i naprawdę ogarnia bardzo dużo rzeczy. Robiliśmy bardzo ciekawe rzeczy, nawet podczas tej podróży powstawał film dokumentalny, który niedługo będzie miał swoją premierę, na jesień. Zdjęcia do niego jeszcze trwają, także to nie jest koniec. Cała podróż trwała siedemnaście dni, każdego dnia, poza dwoma miastami, rysowałem gdzie indziej. Jednego dnia rysowałem w Berlinie, drugiego dnia w Amsterdamie, trzeciego dnia w Londynie, czwartego w Paryżu, piąty, szósty i siódmy dzień to była Barcelona, potem była Marsylia, Wenecja, Rzym, a na koniec były Ateny. 

11406100_829229293832890_8042585612768128095_o
Mariusz podczas swojej europejskiej podróży. Fot. Mapi.pl

KW: Pozazdrościć… Gdzie ludzie najcieplej cię przyjęli? 

M: Najfajniejsze wspomnienia mam z Londynu i Barcelony. W Londynie udało się zrobić z dużą grupą osób zdjęcie, okrzyki, które temu towarzyszyły, to było coś niezapomnianego. No i Barcelona… Mam duży sentyment do tego miasta. Moim marzeniem było tam pojechać, i to marzenie również się spełniło. Zobaczyłem to, co chciałem i spędziłem tam bardzo miły czas. 

KW: To wyglądało tak jak teraz, czyli usiadłeś i zacząłeś rysować? Czy jakieś rysunki przywiozłeś z tego tournee po Europie? 

M: Podczas tego całego wyjazdu powstał jeden rysunek – portret mojej mamy. Będzie on pokazany właśnie na wystawie w Nowym Jorku. 

KW: Czy czujesz się gwiazdą? 

M: Nie, nie mogę powiedzieć, że jestem gwiazdą, że się nią czuję. Jeszcze nie ten etap, i mam nadzieję, że ten etap nigdy nie nastąpi. 

KW: A fanki, autografy? Zdarza się, że podchodzą i proszą o wspólne zdjęcie? 

M: No zdarza się, ale fankę, to ja mam jedną. Ta najwierniejsza jest jedna, chodzi tu oczywiście o moją narzeczoną, Sandrę. 

KW: Jakie marzenia ma Mariusz Kędzierski? 

M: Jakie Mariusz ma marzenia? Mariusz ma bardzo dużo marzeń. Chcę, po pierwsze, robić takie rzeczy, na które inni ludzie nie  mieliby odwagi.  Chcę pokazywać, że mimo niepełnosprawności nie ma przede mną żadnych przeszkód. Co będę robił? Tego na razie nie mogę zdradzić (śmiech). To wszystko jest teraz w trakcie realizacji, tym jeszcze będę się zajmował w najbliższym czasie. Za jakiś czas będzie można to zobaczyć i na moim kanale na YouTube, i na stronie na Facebooku. Zapraszam do śledzenia. 

KW: Uchyl nam chociaż rąbka tajemnicy, czy to będzie bardziej związane z działalnością artystyczną, czy motywacyjną? 

M: Tak naprawdę bardziej z motywacyjną, chociaż też nie do końca. Artystyczna działalność – ok, będzie, ale będzie jej mniej. Bardziej skupię się na tym, żeby pokazywać ludziom, jak spełniać marzenia. 

KW: Blisko dwa i pół roku temu odebrałeś drugą nagrodę w Wiedniu dla najlepszego artysty na świecie. Czym są dla ciebie takie uhonorowania, nagrody? 

M: Są na pewno docenieniem tego, co robię. Rozumiem, że to, co robię, moja sztuka, podoba się laikom, ale wśród ludzi, którzy są profesjonalistami, zawodowcami, słyszę z takich środowisk, że ta sztuka jest wysokiej jakości. To tylko pokazuje, że to, co robię jest dobre i to jest ta właściwa droga 

KW: Spodziewałeś się tej nagrody? 

M: To nie była jakby nagroda, bardziej wyróżnienie – drugie miejsce w kategorii „Artysta Roku na Świecie” robi wrażenie. Fizycznie nic nie dostałem, ale to naprawdę jest duże osiągnięcie. 

KW: Jesteś jeszcze nominowany w tego typu konkursach, nagrodach, zgłaszasz gdzieś swoje prace? 

M: Raczej tego nie robię, ale dostaję też inne nagrody. W grudniu zeszłego roku dostałem nagrodę publiczności w konkursie „Człowiek bez barier 2015”, to moja pierwsza statuetka, którą dostałem. 

11357104_829229443832875_5905514288122530310_o
Zdjęcia z projektu „Mariusz Rysuje” fot. Mapi.pl

KW: Stoi na honorowym miejscu w pracowni? 

M: Dokładnie tak. 

KW:  Właśnie – jak wygląda twoja pracownia? Jest dostosowana do ciebie, czy wchodzisz, i nic nie ma znaczenia – liczą się tylko ty i kartka?

M: Nie, to jest po prostu moje mieszkanie. Nie wygląda to jakoś nadzwyczajnie, oprócz tego, że stoi duże biurko do rysowania, tak w miarę na środku. 

KW: I żeby była jasność – nie rysujesz ustami! 

M: Nie, nie rysuję ustami! 

KW: Czy jak już zrobi się nieco cieplej, możemy liczyć na twoją obecność na wrocławskim rynku? 

M: Jak najbardziej tak. Będę w tym roku bardzo dużo podróżował, chcę pojechać gdzieś jeszcze. Na pewno będzie można mnie zobaczyć w Europie, dokładnie nie wiem jeszcze gdzie, na pewno będzie Oslo, tam będę rysował. A gdzie jeszcze, czas pokaże. 

KW: Tego ci życzymy, spełnienia wszystkich marzeń!

IMG_6607-Edit kopia logo

*Więcej informacji o idolu Mariusza – Nicku Vujicicu, który niewątpliwie miał wpływ na motywacyjną ścieżkę artysty, znajdziecie na jego oficjalnym profilu na Facebooku (TUTAJ).

Wasze komentarze

Komentarze

Sponsorowane
Poprzedni artykułCo jest nie tak z architekturą we Wrocławiu?
Następny artykułZobacz jak będzie wyglądał Bulwar Staromiejski (wizualizacje)
Kocham Wroclaw
Odkryj Wrocław na nowo