Nazywane zdrobniale czworaczkami. Co je wyróżniało i dlaczego mogły być dobrym początkiem?
Aktualnie często niezauważane i brane za kolejne szare bloki. I chociaż nie są przecież wielce oryginalne czy nowoczesne, to jednak spełniają pare ciekawych funkcji. Jednak co do ich szarości – faktycznie można by je umyć.
Trochę o historii
Czworaczki wchodzą w część projektu zagospodarowania placu Legionów, a w czasie ich budowy – placu PKWN. Odpowiedzialny był za to Konrad Jarodzki, z Miastoprojektu. Razem z nimi zaprojektowano bloki po drugiej stronie Piłsudskiego, jak i dwupasmową ulicę z torowiskiem. I to w latach 1960-65. Jak na tamte czasy, projekt wydaje się dość pożyteczny, bo przecież do dzisiaj plac Legionów i Orląt Lwowskich to jedne z ważniejszych punktów komunikacyjnych Wrocławia. Miało to też na celu trochę uprzątnięcie miasta z nadal obecnej powojennej zawieruchy. Jednak nadal można uznać, że wtedy to było wtedy, więc jakiekolwiek budynki były pożądane. Dlaczego więc czworaczki się wyróżniają?
Bo to bloki, ale nie straszydła
Po pierwsze są dużo mniejsze, niż wieżowce z wielkiej płyty, do których się przyzwyczailiśmy. I należy to docenić, bo dało się wybudować dużo dłuższy blok, na miejsce czterech mniejszych. Tylko wtedy zniknęłaby przestrzeń między nimi. Oczywiście, znaczna część z tej przestrzeni, to budynki usługowe i parkingi. Ale po pierwsze, udało się ją w jakimkolwiek stopniu zazielenić, a po drugie – to nadal przestrzeń. Rozpycha budynki i pozwala na trochę oddechu. Szczególnie, jeśli zwrócić uwagę na fakt umiejscowienia bloków – przecież to centrum miasta. Obok ulica, tramwaj, tysiące przechodniów. A za blokami niewielki skwer i żłobek. I to się w takich warunkach liczy wręcz podwójnie.
Druga kwestia to balkony. Wykonane w formie loggii, z charakterystycznymi pionowymi elementami. Loggie zawsze dają trochę więcej prywatności, a to szczególnie istotne w tak zatłoczonym miejscu. A co z pionowymi belkami? Cóż, ich estetyka to już odrębna kwestia, ale istotne jest to, że w ogóle zostały dodane. Należy pamiętać, że w tamtych czasach wytyczne co do budowy skupiały się przede wszystkim na niskich kosztach. Jakiekolwiek wyjście poza to co konieczne, na pewno ożywiało blok w oczach mieszkańców. Dodatkowo, przy zachodnich, modernistycznych wzorcach, czworaczki wcale nie wyglądają jak z innego świata.
Utopia, której nie było
Punktowce, same w sobie, mimo że mają kilka odróżniających je i pozytywnych cech, nie były przecież rewolucją. Jednak, w momencie zabudowywania polskich miast długimi blokami i wysokimi wieżowcami, które z reguły zestarzały się źle, może czworaczki były rozwiązaniem. Bo co gdyby zamiast wielkich molochów, stawiać osiedla mniejszych bloków, w dodatku z jakimiś odróżniającymi elementami (jak balkony w tym przypadku)? Przyniosłoby to oczywiście więcej przestrzeni, zieleni, ale też pozwoliłoby na większą różnorodność i tchnęło w miasto więcej życia. Przy czym, nadal dałoby się budować z „szablonu”, bo przecież bloki byłyby powtarzalne, a rodzaje osiedli ograniczone. Oczywiście, na przeszkodzie stały potrzeby mieszkaniowe, ograniczone finanse i czas. I jest to zrozumiałe. Ale zawsze można pomarzyć.
A co działo się w poprzednim artykule? Sprawdźcie TUTAJ!