Nie taki Trójkąt straszny jak go malują, czyli o początkach osiedla w powojennej Polsce.
Mimo, że przydomek „bermudzki” dostał dopiero w stanie wojennym, to został owiany złą sławą jeszcze wcześniej. Czy słusznie?
Powojnie
Chociaż dzisiaj teren Przedmieścia Oławskiego jest raczej śmiało uznawany za centrum, to nie było tak zaraz po wojnie. Ulica Na Niskich Łąkach, obecnie wchodząca w obszar Rakowca, wtedy faktycznie miała więcej wspólnego z łąką i krowami, niż miastem. Przedmieście Oławskie wojna zniszczyła bardziej niż przykładowo Nadodrze, a sam sposób odbudowy raczej nie pomagał. Rozbierano także budynki śmiało nadające się do remontu, jak teatr Lobego, żeby wywieźć jak najwięcej surowca do Warszawy. Zresztą tak działo się też w innych częściach miasta, jako że po wojnie nie wszyscy od razu uznali Wrocław za „polski”.
Problematyczną kwestią byli też szabrownicy. Wywóz dóbr z Wrocławia kontrolowano, ciężko było robić to na bieżąco, więc do przemytu trzeba było się przygotować. I to właśnie Trójkąt stał się miejscem, gdzie składowano zebrane rzeczy. Niedaleko była granica miasta, a opustoszałe piwnice świetnie się do tego nadawały. Spowodowało to oczywiście skumulowanie się w jednym miejscu wielu grup, niekoniecznie pałających do siebie miłością. A to raczej nie podnosiło poziomu bezpieczeństwa okolicy. Również dzielenie okazałych kamienicznych mieszkań, na nie do końca przemyślane projekty, odbarło osiedle z przedwojennego prestiżu. Tak więc, Przedmieście Oławskie wyszło z powojennej odbudowy w średniej kondycji.
Dziki zachód czy folklor?
Kolejne lata upływają pod podzieloną opinią. Z jednej strony Trójkąt jest uważany za niebezpieczny i dziki, z drugiej – dla wielu mieszkańców to folklor tego miejsca. Na pewno nie pomogło usunięcie posterunku policji w latach 70, a także działalności grup przestępczych. Ale nie był to przecież fenomen na skalę miasta. Wydaje się, że opinię potęgowały zaniedbane budynki i rosnące miejskie legendy. Osoby tam mieszkające, nawet jeśli się przeprowadziły, były po czasie „swoje” i raczej mogły czuć się bezpiecznie. Co do przypadkowych turystów – aura osiedla raczej nie przekonywała, ale ciężko odwołać się do jednoznacznych statystyk.
Nie da się oczywiście stwierdzić, że Trójkąt to krystaliczne miejsce. Chyba tylko tam do dziś działają mety, kamienica socjalna straszy samymi opowieściami, a ul. Miernicza, na której owszem, kręci się filmy, sypie się coraz bardziej. Natomiast przydomek „bermudzki” ma więcej podstaw w legendach i semantyce tego miejsca, niż w rzeczywistości. Przykładowo w latach 90 była tam strzelanina – często opisywana jako „a nawet strzelanina!”. A czemu nie „była tylko jedna strzelanina”? Trójkątowi nie pomogła powojenna „odbudowa”, zniszczenia po powodzi i brak funduszy na rewitalizację. A atmosfera? Trochę straszno, ale też trochę straszno, że to miejsce zostało tak mocno zaniedbane.