Od niemieckich willi, poprzez kozanowskie osiedla, do Kępy Mieszczańskiej. Jak Wrocław tworzył budownictwo mieszkalne?
Przez wszystkie lata pojawiały się coraz nowsze narracje mieszkań i osiedli. Czy aktualnie powstał z tego eklektyzm czy bardziej nieporozumienie?
Ci, którzy już mają i Ci, którzy (jeszcze) nie
Po wojnie Wrocław ukształtował się na nowo, mam tu na myśli głównie rozmieszczenie mieszkańców po poszczególnych dzielnicach. Część z nich doznawała kolejnych przeistoczeń, część jak Biskupin czy Sępolno pozostała na długo taka sama. Budynki, z reguły dziedziczone, atmosfera osiedli – z reguły stała. I przemiany miasta raczej nie miały na osiedla tego typu zbyt większego wpływu. Miały na pozostawione puste tereny, albo te przeznaczone do wyburzenia i zbudowania na nowo. To osiedla typu Nowy Dwór czy Kozanów. Tam skumulowała się znaczna grupa pozostałych wrocławian.
Więc przez pewien czas sytuacja była w miarę stabilna. Ci, którzy już mają zajmowali od lat te same tereny, dla tych, którzy jeszcze nie mieli budowano nowe. Oczywiście to duże uproszczenie, były osiedla, których mieszkańcy zmieniali się częściej, były też obszary trudniejsze do zdefiniowania – jak centrum miasta. Jednak da się zauważyć pewną tendencję. Sytuacja zaczęła się komplikować wraz z coraz większą ilością mieszkańców i powiększaniem się miasta. Powstały także kolejne centra, czy to usługowe czy przemysłowe, jak chociażby Wrocławski Park Przemysłowy, Sky Tower. Na znaczeniu, poprzez większe zagęszczenie mieszkańców, zyskały osiedla typu Psie Pole. Do tego zmieniła się też narracja myślenia o mieście. Po wojnie Wrocław na długo pozostawał „niepewnym” miastem, już polskim, ale jednak niemieckim, bez powiązanej kulturowo wspólnoty. To tylko garstka zmian, jednak jak Wrocław, a bardziej jak we Wrocławiu zmieniła się sytuacja mieszkaniowa?
Dla wybranych, a może dla nikogo?
Im Wrocław bardziej się rozszerzał, tym bardziej kurczyły się możliwości wewnętrznej rozbudowy. A może nie do końca? Przyjrzyjmy się temu dokładniej. Z jednej strony coraz więcej osiedli powstawało z dala od centrum, natomiast w centrum pozostawali mieszkańcy, którzy te obszary zajmowali od lat czy pokoleń. W tym akurat nie ma niczego odkrywczego. Niekorzystna jednak stała się nowa zabudowa w centrum miasta. Na niewielkich połaciach terenu utworzono osiedla, które ze względu na swoją lokalizację i często wewnętrzny prestiż, są dostępne dla nielicznych. Tym samym poświęcano pozostawienie przestrzeni i „oddechu” w centrum, na rzecz budynków, w których zamieszkają… właściwie kto? Wiele mieszkań, jak na Kępie Mieszczańskiej jest wynajmowanych, a w apartamentowcu przy skrzyżowaniu Henryka Probusa z Jedności Narodowej mieszkania czekały na kupno kilka lat. A pozostają obszary, w bliskiej i średniej odległości od centrum, takie jak okolice Mazowieckiej, czy Rakowiec, które są w połowie niezagospodarowane.
Narzekanie czy światełko w tunelu?
Chyba już ani jedno ani drugie. Nie jest to bynajmniej narzekanie, a pokazanie aktualnej sytuacji. Wrocław po wojnie, przez wewnętrzną narracje, rozwijał się bardziej niekontrolowanie, czy bardziej bez planu, w który uwierzyła by większość. Konkretne plany pojawiały się później, tak jak budowa Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, jednak są już to plany nieaktualne, nieodpowiadające potrzebom. I to też nie jest rzecz odkrywcza – każde miasto zmieniało swoje potrzeby na przestrzeni lat, zastępując jedne osiedla drugimi, rozwijając się w różnych kierunkach. Tylko wydaje się, że Wrocławiowi brakowało planu, pewnej spójnej wizji. Aktualnie wolne tereny zajmują drogie osiedla, niedostosowane do potrzeb mieszkańców, gdzie zieleń i przestrzeń staje się wartością prestiżową. A inne tereny od lat stoją odłogiem. I ciężko już tu coś więcej wymyślać, bo beton poszedł w ruch i miasto jest zagospodarowane, nawet jeśli niezbyt korzystnie. Ale może jednak to tylko przesadzone narzekanie?