Wrocławski trzonolinowiec to konstrukcja niecodzienna, wręcz nierzeczywista. Wsparty na niewielkiej podstawie i linach, jedenastopiętrowy blok sprawia wrażenie zawieszonego w powietrzu i lekkiego.
Mimo wielu trudności konstrukcyjnych i zaniedbania, trzonolinowiec to dobry przykład niecodziennego myślenia i próby wniesienia powiewu świeżego powietrza do polskiej architektury. Jaki był jego zamysł i jak sprawdził się w praktyce?
Jaką właściwie konstrukcję ma trzonolinowiec?
W przeciwieństwie do innych bloków, serce trzolinowca stanowi trzon, pionowa konstrukcja umiejscowiona w jego środku. To na niej zawieszony jest cały ciężar budynku i to ona utrzymuje wszystkie piętra. Wspomagają ją metalowe liny, biegnące od styku trzonu z ziemią, do wiszących rogów bloku. Bowiem parteru jako takiego nie ma, na samym dole jest tylko szczupły trzon. Właśnie taka konstrukcja sprawia wrażenie, jakby budynek wisiał w powietrzu i był dużo lżejszy niż powinien.
Ale to nie wszystko. Taki projekt wymuszał inny sposób budowania i cały blok zaczęto budować od… górnego piętra. A kolejne piętra były dodawane przy pomocy hydraulicznych podnośników.Oczywiście wcześniej postawiono trzon, mimo wszystko taki widok był mocno niecodzienny.
A jak to wyszło?
Na pierwszy rzut oka, trzonolinowiec był blokiem całkiem udanym. Okna na całej długości ścian, w końcu jasne, a nie ślepe kuchnie, a nawet ogrzewanie podłogowe. I sama świadomość mieszkania w budynku, który niemal unosi się nad ziemią. Nawet wysokość – 41 metrów, przy takiej konstrukcji robi wrażenie. Ale nie obyło się też bez błędów.
Główny problem polegał na stabilności konstrukcji. Okazało się, że przy silnych wiatrach budynek zaczyna się chwiać. A akurat w takiej sytuacji, świadomość tego jak jest zbudowany, wcale nie pomagała. Do tego mieszkańcy zgłaszali, że pękają nawet ścianki działowe. Ostatecznie, choć przeciwnie do założeń architektów, blok zmodernizowano. Nowy projekt opracowali inżynierowie z Politechniki Wrocławskiej. I chociaż konstrukcja została wzmocniona, to jednak na najniższym poziomie dodano metalowe słupy, które przeczą pierwotnym założeniom unoszenia się w powietrzu.
Przerost formy nad treścią?
Niekoniecznie. Trzonolinowiec miał być praktycznym wyrazem nowego podejścia do projektowania. Jasne mieszkania, nowinki techniczne, to wszystko sprawiało, że mieszkanie w nim miało być komfortowe i nowoczesne. I to trzeba oddać architektom. A sama konstrukcja? W okresie PRL-u starano się co jakiś czas wprowadzić nowe pomysły do przyjętego już porządku projektowania. Niektórym wydawał się on nudny i niepraktyczny, więc proponowali swoje rozwiązania. I nie było w tym nic złego, w końcu postęp polega na próbach. Czy trzolinowiec był idealny? Nie, ale na pewno był nowym rozwiązaniem i wyrazem polskiego modernizmu. A podobne budynki można także znaleźć w Kanadzie czy Hiszpanii.
Dzisiaj ten blok bardziej odstrasza niż zachwyca, chociaż nadal interesuje. Jak wiele z modernistycznych budynków okresu PRL-u nie doczekał się gruntownej renowacji. A szkoda, bo jego stan sporo mu umniejsza i sprawia wrażenie, że to kolejny szary blok.
Czytaj również: Szary blok, czy maszyna do mieszkania? O wrocławskim mezonetowcu