235 metrów długości, 801 mieszkań. Jak dzisiaj można ocenić wrocławski Mrówkowiec?
Zlokalizowany przy Drukarskiej 31-47. Na pewno robi wrażenie. Zarówno w liczbach jak i na żywo. Pozostaje pytanie jakie to wrażenie? I czy budowa tak długiego bloku miała sens?
Historia
Jest rok 1963, a Leszek Zdek projektuje właśnie najdłuższy, jak na tamte czasy, blok we Wrocławiu. Dwa lata później ruszą roboty, a za kolejne dwa budynek już będzie oddany do użytku. Ma powstać na miejscu wyburzonych willi, chociaż te dało się jeszcze uratować. Ale mamy lata 60., a w Polsce brakuje mieszkań. Dlatego w teorii nie było istotne ratowanie starych zabytków, a zapewnianie bytu obywatelom. A blok ten, mieszcząc ponad 2 tysiące osób, ten warunek spełniał. Był jeszcze jeden, istotny dla polskiej gospodarki, rekord pobity przez Mrówkowca. Otóż, przeliczając koszta budowy na metr kwadratowy, był on najtańszym blokiem w Polsce.
Dużo mieszkań, małe fundusze – dwie pieczenie na jednym ogniu. A do tego można było zachwalać jego długość jako sukces socjalistycznego budownictwa. Tylko czy pod kątem dobrego projektowania i urbanistyki, da się ten blok obronić? O tym zaraz, ale warto wspomnieć jeszcze o jego jednym oryginalnym rozwiązaniu. Na dachu została wydzielona przestrzeń do… opalania się! Niestety został zamknięty już w 1969 roku, gdy z 7 piętra wypadła matka z dzieckiem (co jednak nie było związane ze strefą opalania).
Falowiec, Pekin i Jamnik
Mrówkowiec to nie jedyny taki projekt w Polsce. Najdłuższym blokiem w kraju nadal pozostaje gdański falowiec (860 m), a w Warszawie o miano najdłuższego spierają się dwa bloki: Jamnik (508 m) i Pekin (1500 m, ale licząc załamania). Powstaje pytanie po co? Na pewno taniej jest postawić jeden długi budynek, niż kilka krótszych i organizować miejsce między nimi. Z drugiej strony może to też wynikać z modernistycznych poglądów na przeorganizowanie miast i stawianie takich właśnie budowli (pomysły Le Corbusiera, czy częściowo Oscara Niemeyera). O ile zaprojektowanie w taki sposób miasta od początku może mieć sens (chociaż jeszcze tego nie dokonano), to wstawianie przydługich bloków w środek miasta już zaczyna być kontrowersyjne.
Przeczy to przede wszystkim założeniom wyłożonym w pierwszym artykule serii, o urbanistyce (01. Bloki PRL-u – adwokat diabła. Urbanistyka – czyli po co głowić się nad zaprojektowaniem osiedla?). Monumentalne budowle onieśmielają, wydają się często nienaturalne i nieludzkie. I tak samo mogą się czuć ludzie w nich mieszkający. Nie dają poczucia spokoju i oazy, a przygniatają. Do tego brakuje przestrzeni, która pozwalałaby na spędzanie czasu na osiedlu, a także na budowanie wspólnoty. Natomiast jeśli chodzi o modernistyczne pomysły – należy pamiętać, że najlepiej je realizować w równie modernistycznym nurcie architektury kraju.
Jak się tam mieszka dzisiaj?
Nienajgorzej jeśli chodzi o okolicę. De facto jedno z centrów miasta, nie można narzekać na brak komunikacji czy sklepów. Za blokiem znajdują się ogródki działkowe i tym samym trochę zieleni. I to one oraz frontowa zabudowa ronda Powstańców Śląskich trochę oddziela mieszkańców od ulicznego zgiełku.
A jak się mieszka w środku? Cóż, należy pamiętać, że był to najtańszy blok, więc i mieszkania nie mają zbyt wysokiego standardu. Sam blok został co prawda odmalowany, ale głosy mieszkańców nie do końca są przychylne, jeśli chodzi o porządek i zapach.
Werdykt
Mrówkowiec można ocenić pozytywnie biorąc pod uwagę silną potrzebę utworzenia jak największej ilości mieszkań. Można też na niego patrzeć jak na ciekawy eksperyment, jeśli chodzi o jego długość. Ale nie można go obronić, jako dobrego i funkcjonalnego projektu. Jego wielkość wydaje się niepotrzebna i przytłaczająca, a wygląd nie wnosi nic nowego. Tym razem nie wyszło, ale może uda się przy następnym bloku, ale o nim… w następnym artykule.