Co wspólnego mają włochaty kanadyjski Quatchi, mityczny Apollo zwany w starożytnej grece Phevos, oraz chińska laleczka szczęścia symbolizująca wodę? Czy oglądając zmagania olimpijskie, kibicując naszym (i nie tylko naszym) zawodnikom, pamiętacie jeszcze jaka maskotka towarzyszy sportowcom i kibicom podczas tegorocznych Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu?

Zgadujemy? Nie jest to zwierzę, nie jest to też postać ludzka, bagietka ani croissant… Tą oficjalną maskotką jest frygijka, czyli stożkowata czerwona czapka męska bez daszka, noszona przez zrewoltowany lud podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Obecnie to jeden z symboli narodowych Francji, obecny w kulturze, sztuce i przestrzeni publicznej. Zapewne wielu z was widziało na słynnym obrazie „Wolność wiodąca lud na barykady”, który w roku 1830 namalował Eugene Delacroix.

Maskotki towarzyszyły zmaganiom olimpijskim od lat. Jakie postaci one przybierały możecie do 18 sierpnia zobaczyć w Centrum Historii Zajezdnia, które zaprasza do krainy pełnej symboli, rywalizacji sportowej i artystycznej oraz… pluszu! W skład kolekcji wchodzą maskotki igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata oraz wybrane maskotki innych imprez sportowych.

Pomysłodawcą wystawy oraz właścicielem prezentowanej kolekcji maskotek olimpijskich i sportowych jest Krzysztof Kowacki, zapalony kolekcjoner, miłośnik sportu i – przede wszystkim – utytułowany sportowiec, piłkarz ręczny Śląska Wrocław w latach 1975–1982. Pomysłodawcą wystawy jest dr Szymon Beniuk z Uniwersytetu Wrocławskiego, autor towarzyszących jej tekstów.

Wystawa „Maskotki olimpijskie i sportowe” dostępna w ramach biletu na wystawę główną, Centrum Historii Zajezdnia ul. Grabiszyńska 184.

Wasze komentarze

Komentarze

Sponsorowane
Poprzedni artykułWrocław wyremontuje 100 kamienic do 2029 roku
Następny artykułKolejne drzewa zazielenią arterie komunikacyjne!
Małgorzata Braszka
Redaktorka naczelna portalu. Zakochałam się we Wrocławiu od pierwszego wejrzenia. Kocham odkrywać nowe rzeczy i dzielić się nimi z innymi. Jeśli mam wybierać pomiędzy weekendem w hotelu SPA, a pokonaniem 200km w kilka dni na rowerze, to wybieram to drugie :) Jestem niepoprawną optymistką.