Koniec z drukowanymi tablicami z przebiegiem trasy w MPK

0

Nikt dziś we Wrocławiu nie wyobraża już sobie, żeby na przystanek mógłby podjechać autobus ze schodami w drzwiach, albo z ręcznie obsługiwanymi kasownikami-dziurkaczami.

Z pojazdami Volvo, z którymi pożegnała się firma, niepostrzeżenie przeszły do lamusa kolejne artefakty dawnej komunikacji autobusowej: wyklejane na prostokątnych deskach tablice z przebiegiem trasy.

Kiedyś każdy autobus wrocławskiego MPK oznakowany był kompletem tablic informacyjnych wykonanych tradycyjnymi metodami: z przodu i z boku były to malowane od szablonu napisy z numerem linii i kierunkiem. Z tyłu – tabliczka z samym oznaczeniem trasy. Dodatkowe tablice: z linią i kierunkiem oraz wszystkimi przystankami po drodze – eksponowane były wewnątrz. Magazynowane były w wydzielonym pomieszczeniu w pokoju dyspozytora.

 

Autobus jak tartak – pełen desek

Ta technologia wydaje się banalna w zastosowaniu. W rzeczywistości jednak rzucała duże logistyczne wyzwanie dla zakładów miejskiego przewoźnika… i jego kierowców.

Każdy autobus potrzebował kompletu kilku tablic zewnętrznych i wewnętrznych. Często jednak, zwłaszcza na kursach nocnych, na jednej zmianie pojazd obsługiwał trzy, cztery czy nawet pięć różnych tras – opowiada Tomasz Kaszany z MPK Wrocław. – W takiej sytuacji kierowca musiał zabrać ze sobą z dyspozytorni nawet kilkanaście desek. To nie był wielki problem, ale taka kolekcja nie była szczególnie poręczna.

Informacja o wykonywanym kursie musi być, oczywiście, stale aktualna. Wydawałoby się, że nie ma w tym nic trudnego, ale i tu pojawiały się pewne przeszkody. Zwłaszcza, jeżeli autobus – na swój końcowy przystanek – podjechał z opóźnieniem i od razu musiał wyruszyć w trasę na nowej linii.

Bywało, że oczekujący na pętli pasażerowie dość szybko wypełniali autobus, zanim sam zdążyłem wysiąść z kabiny. Musiałem wtedy przepchać się do ekspozytora, w którym mocowana była tablica i grzecznie przeprosić osoby zajmujące przy nim miejsce, żeby móc ją wymienić. Czasami bywało trudno – śmieje się pan Aleksander, kierowca z zakładu autobusowego przy ulicy Obornickiej.

Zmierzch ery papieru (samoprzylepnego)

Problemy narastały, gdy – z powodu korków „na mieście” – pojawiało się duże opóźnienie. Wszystkie obowiązki związane ze zmianą numeru linii trzeba było wykonać w wielkim pośpiechu.

Nie ma się co oszukiwać, kierowcy nie są maszynami i niektórym czasami zdarzało się zapomnieć o wymienieniu tablicy – wspomina pan Aleksander. Takie sytuacje, zdarzające się raz na tysiące wykonanych kursów, były nieuniknione.

Volvo, które pojawiły się we Wrocławiu na początku XXI wieku, były już wyposażone w sterowane komputerowo wyświetlacze: przednie, boczne, tylne i wewnętrzne. Dla ówczesnej techniki wciąż jednak wyzwaniem pozostawała czytelna prezentacja następujących po sobie przystanków. Dlatego, mimo wszystko, w środku pojazdów dla pasażerów pozostały tradycyjne tablice trasowe, które przez wzgląd na swoją formę graficzną doczekały się określenia „koraliki”.

To wydruki z programu Busman warszawskiej firmy AGC. W nim znajduje się baza danych z całym rozkładem jazdy wrocławskiej komunikacji, w tym oczywiście informacjami o przystankach – wyjaśnia Tomasz Kaszany. – Pliki komputerowe ze wzorem koralików były przesyłane do zewnętrznej firmy poligraficznej. Drukowała ona je na papierze samoprzylepnym i dostarczała do zajezdni, gdzie naklejano je na prostokątne tablice.

Tak działo się za każdym razem, kiedy nastąpiła jakaś zmiana trasy, na przykład wprowadzenie objazdu w związku z remontem drogi, albo wydłużenie linii o jeden przystanek na prośbę pasażerów.

Tradycyjne tablice, dobrze znane stałym pasażerom wrocławskiej komunikacji, odeszły już jednak do przeszłości. A w zasadzie – do podziemnego magazynu w zakładzie przy Obornickiej. Część znalazła się w rękach prywatnych kolekcjonerów – zostały rozdane podczas dni otwartych lub podczas internetowych konkursów. To dlatego, że MPK ma już lepsze sposoby, żeby informować podróżnych o kolejnych przystankach na trasie.

Trasa autobusu – gwiazdą ekranu

Każdy z autobusów i tramwajów, które kupujemy, musi mieć komplet dużych, czytelnych, jasnych, ale energooszczędnych tablic wykonanych w technologii LED – mówi prezes wrocławskiego MPK Krzysztof Balawejder. – Nowością, którą wprowadziliśmy m.in. na prośbę pasażerów o ograniczonej mobilności, są tablice numerowe na lewej burcie pojazdu. Dzięki temu informacje o linii są widoczne z każdej strony.

Ewoluowały też „koraliki”. To już nie są mozolnie przygotowywane wyklejanki. Najnowsze autobusy mają monitory LCD, o przekątnej co najmniej 37 cali, wyświetlające obraz do złudzenia przypominającą stare tablice trasowe. Tylko lepszy.

Pasażerowie otrzymują dostęp do listy wszystkich przystanków na trasie, nawet jeżeli autobus zjeżdża do zajezdni – podkreśla szef miejskiego przewoźnika. – Tablice są też gotowe do wyświetlania komunikatów o bieżących utrudnieniach w ruchu, a jakby tego było mało – część ekranu zajmuje mapa Wrocławia z aktualną pozycją pojazdu według wskazań systemu GPS. Innymi słowy pełna nowoczesność.

Pracownicy MPK chwalą to rozwiązanie.

Jako kierowca mogę się skupić na tym, co najważniejsze, czyli bezpiecznym prowadzeniu pojazdu. O zmianie numeru linii czy opisu kierunku na przystanku końcowym pamięta za mnie komputer pokładowy – mówi pan Aleksander.

Z pewnością jest pewien sentyment do starych, tradycyjnych korali, jak do każdej pamiątki związanej z transportem publicznym. Młodzi kierowcy pewnie nawet nie wiedzieliby co zrobić z takim zestawem desek, jakie ja kiedyś brałem ze sobą na nockę – śmieje się Tomasz Kaszany. – Szybko jednak wszyscy przyzwyczailiśmy się do wygody, jaką są tablice elektroniczne.

Wasze komentarze

Komentarze

Sponsorowane
Poprzedni artykułOd -15°C do +18°C w ciągu tygodnia. Co z tą pogodą? Wyjaśniają badacze z Uniwersytetu Wrocławskiego
Następny artykułNowa droga na wrocławskim Jagodnie
Małgorzata Braszka
Redaktorka naczelna portalu. Zakochałam się we Wrocławiu od pierwszego wejrzenia. Kocham odkrywać nowe rzeczy i dzielić się nimi z innymi. Jeśli mam wybierać pomiędzy weekendem w hotelu SPA, a pokonaniem 200km w kilka dni na rowerze, to wybieram to drugie :) Jestem niepoprawną optymistką.